Dwa totalitarne państwa, czyli Związek Radziecki i Niemcy, ogarnięte zbrodniczymi ideolo-giami, konsekwentnie eliminowały całe grupy ludności cywilnej ze względu na ich przynależność narodową, rasową czy klasową. Hasła narodowego socjalizmu i komunizmu pełne były nienawiści, nawoływały do niszczenia „podludzi”, „burżujów” i innych wrogów. Powstały obozy pracy i obozy zagłady, gdzie w strasznych warunkach trzymano miliony ludzi. Więźniów głodzono i zmuszano do niewolniczej pracy w kilkudziesięciostopniowym mrozie, dokonywano na nich eksperymentów i egzekucji, uśmiercano ich gazem. Organizowano też masowe przesiedlenia całych narodów lub grup społecznych.
Swoje ludobójcze działania oba reżimy uzasadniały wyższymi celami – szczęściem przyszłych pokoleń i stworzeniem idealnego ustroju. Choć to szokujące, wyznawcy obu ideologii uwa¬żali, że dowodów na słuszność ich obłąkańczych pomysłów dostarcza nauka. Komuniści głosili, iż socjalizm naukowy i materializm dialektyczny – wymyślone przez Marksa, rozwinięte przez Lenina i doprowadzone do „abso¬lutnej doskonałości” przez Stalina – opierają się na wiarygodnych danych ekonomicznych i socjologicznych, wyjaśniają sens ludzkiej egzystencji, pozwalają przewidywać przyszłość i zarządzać go¬spodarką. Według marksistów własność wspólna czy państwowa jest znacznie lepsza od prywatnej, bo wszyscy mają tyle samo lub tyle, ile im potrzeba, a to daje ludziom szczęście. Trzeba więc wywołać rewolucję, zabić kapitalistów i przejąć ich własność. Twórcy i wyznawcy narodowego socjalizmu też marzyli o szczęściu ludzkości, a dokładniej – Niemców, którzy mieli być najlepszymi z ludzi. Niemieccy naukowcy doskonale wiedzieli, jak powinna wyglądać czaszka prawdziwego nordyka, czyli nadczłowieka. Dowodzili, że Słowianie, Żydzi i przedstawiciele rasy czarnej są podludźmi albo czymś pośrednim między człowiekiem a małpą. Powinni zostać wytępieni, by zrobić miejsce prawdziwym ludziom, nie skazić swoją obecnością czystości rasy i jej wyższej moralności. Ci Słowianie, który szczęśliwie przeżyją, mieli zostać niewolnikami germańskich panów, Żydzi – ulec całkowitej zagładzie.

Literatura polska bardzo szybko, bo już pod koniec wojny, podjęła temat gehenny ob¬ozowej. Powstawały mniej lub bardziej fabularyzowane relacje samych więźniów. Seweryna Szmaglewska ogłosiła w 1945 r. Dymy nad Birkenau, niemal dokumentalną, napisaną w bezosobowej formie relację z pobytu w niemieckim obozie. Jest tu obozowa codzienność z wszechobecną śmiercią w tle, jest bezustanna walka o przeżycie. Szczegółowość opisów i niemal reporterski ton sprawiły, że książkę potraktowano jak dokument, Szmaglewska została nawet poproszona o złożenie zeznań przed trybunałem w Norymberdze, sądzącym hitlerowskich zbrodniarzy. W innym tonie utrzymana jest książka Zofii Kossak-Szczuckiej Z otchłani. W swojej relacji autorka podkreśla znaczenie wiary i religii, a obóz widzi jako pole walki metafizycznego dobra ze złem. Ujęcie Kossak-Szczuckiej ostro skrytykował Tadeusz Borowski, prozaik i poeta, również więzień Auschwitz, a potem Dachau. Jego zdaniem pisarka absurdalnie wywyższa więźniów katolików, traktuje obóz jako miejsce działania sił nadprzyrodzonych i nie trzyma się obozowych realiów. Pierwsze opowiadania samego Borowskiego (m.in. Proszę państwa do gazu, U nas w Auschwitzu) ukazały się w 1946 r. Pisarz pokazał życie w obozie jako nieustanną walkę o byt, jako ostateczne sprowadzenie człowieka do poziomu fizjologii i zwierzęcości. W obozowej rzeczywistości ludzie wydają się pozbawieni życia wewnętrznego. Narracja prowadzona jest w pierwszej osobie, ale nie ma tu prób analizy psychiki narratora ani psychiki innych więźniów. Jest za to zimny opis rzeczywistości, w której śmierć to zjawisko codzienne, przyjaźń i miłość niemal nie istnieją, a więzi rodzinne są pozbawione znaczenia w obliczu pragnienia życia. W obozie ofiara bardzo łatwo staje się oprawcą, a więzień potrafi nieoczekiwanie wejść w komitywę z niemieckim strażnikiem. Dobro nie różni się niczym od zła. Borowski uważał, że niemieckie obozy postawiły we właściwym świetle dawne cywilizacje, dotąd uważane za wspaniałe. Każda z nich, na powierzchni wyrafinowana i piękna, opierała się zdaniem pisarza na katorżniczej pracy tysięcy upodlonych niewolników. W naszej cywilizacji dzieje się podobnie – moralność jest tylko zewnętrzną warstwą, pozorem. Co gorsza, wszystkie mechanizmy, według których funkcjonuje obóz, bazują na zasadach naszej cywilizacji, czyli na konkurencyjności, hierarchiczności, dążeniu do zysku. Borowski nie mógł psychicznie podnieść się z moralnej katastrofy, jaką był dla niego obóz. Po wojnie stał się jednym z najbardziej bezwzględnych stalinowskich wrogów „burżuazyjnej kultury”. W 1951 r., w wieku 29 lat, popełnił samobójstwo.

Polacy doświadczyli nie tylko piekła obozów hitlerowskich, lecz także morderczego życia na zsyłce i w łagrach Związku Radzieckiego. Po zajęciu wschodniej Polski 17 września 1939 r. Stalin rozpoczął aresztowania osób, które w jakikolwiek sposób krytykowały kiedyś Związek Radziecki lub brały udział w wojnie przeciwko bolszewikom. Były też wysiedlenia całych rodzin do Kazachstanu i na Sybir – na ogół podlegali im ludzie wykształceni, nauczyciele, osoby związane z wojskiem i policją, urzędnicy, przemysłowcy i arystokraci. Tragiczne wydarzenia znalazły odzwierciedlenie w literaturze, głównie wspomnieniowej. Co oczywiste, dzieła te nie mogły zobaczyć światła dziennego w komunistycznej Polsce – autorzy publikowali więc wyłącznie na Zachodzie. O ile jednak opowiadania Borowskiego czy książka Szmaglewskiej spotkały się ze światowym uznaniem i zostały szybko przetłumaczone na kilka języków, o tyle polską literaturę łagrową Zachód przyjmował początkowo z niedowierzaniem lub wręcz ostro krytykował – Stalina uważano przecież za sojusznika.

W 1946 r. ukazały się w Rzymie wspomnienia przedwojennej poetki Beaty Obertyńskiej, zatytułowane Z domu niewoli. Najpierw wraz z autorką widzimy polski Lwów po radzieckim najeździe – stopniowo szarzejący, ubożejący, z coraz bardziej pustymi sklepami i ciągłymi nocnymi aresztowaniami. Potem trafiamy do kilku obskurnych sowieckich więzień i do syberyjskiego łagru w Workucie. Mimo strasznych cierpień, głodu, nieludzkiego zimna i ciężkiej pracy autorka zawsze stara się dostrzec innych ludzi, sama zaś zostaje uratowana przed niechybną śmiercią przez zupełnie nieznajomego człowieka. Inna pisarka – Herminia Naglerowa również została aresztowana we Lwowie i trafiła do obozu w Kazachstanie. Swoje losy opisała w zbiorze Ludzie sponiewierani, wydanym w Rzymie w 1945 r. Każde opowiadanie to jakaś ludzka tragedia w nieludzkim świecie, opisana bez patosu, ale ze współczuciem.

Najbardziej znaną – także za granicą – łagrową książką polskiego autora jest Inny świat Gustawa Herlinga-Grudzińskiego, opublikowany w 1951 r. w Londynie. Autor trafia do więzienia w związku z oskarżeniem o szpiegostwo na rzecz Niemiec, potem zostaje przewieziony do obozu w okolicach Archangielska. Stajemy się obserwatorami codziennego łagrowego życia ludzi postawionych w sytuacjach ostatecznych. Jedni próbują się dostosować, łamiąc powszechnie przyjęte normy moralne, inni usiłują zachować ludzkie uczucia i zasady. Herling-Grudziński opisuje przypadki i tragedie wielu osób – są tu samobójstwa, obłęd, śmierć z głodu, terror i przemoc, męczeństwo za wiarę. Dramat autora wspomnień narasta, gdy pomimo układu rządu polskiego ze Stalinem władze obozu odmawiają wypuszczenia go na wolność. Wycieńczony katorżniczą pracą przy wyrębie lasu, pisarz wraz z kilkoma innymi Polakami rozpoczyna protest głodowy, który niemal doprowadza go do śmierci, ale kończy się uwolnieniem. Herling-Grudziński, inaczej niż Borowski, nie stroni od ocen moralnych, chociaż zdaje sobie sprawę, że w warunkach obozowych kryteria etyczne należy skorygować. Owa korekta pozwala na współczucie lub wybaczenie, ale nie na relatywizm. Obóz nie jest w Innym świecie – jak u Borowskiego – końcem albo prawdziwą twarzą naszej cywilizacji, lecz jej barbarzyńską wersją. Nie ulega jednak wątpliwości, że i komunizm, i narodowy socjalizm, i obozowe szaleństwo są tworami Europejczyków.