Niepokoje zaczęły się roz¬szerzać na inne uczelnie, aż wreszcie 10 maja na ulicach Paryża pojawiły się barykady. Wkrótce związki zawodowe ogłosiły poparcie dla studentów i wysunęły własne postulaty, przede wszystkim płacowe. Studenci i artyści okupowali teatry i uniwersytety, dewastowali zabytkowe pomieszczenia. Rząd uspokoił sytuację dopiero na początku czerwca.
Studenckie wystąpienia miały miejsce nie tylko we Francji. W Stanach Zjednoczonych wiązały się głównie ze sprzeciwem wo¬bec służby wojskowej podczas wojny w Wietnamie. Demonstracje i rozruchy zaczęły się już w połowie lat 60. Oprócz studentów brali w nich udział hipisi, którzy oprócz propagowania pacyfizmu głosili odrzucenie mieszczańskiego życia, opowiadali się za „wolną miłością”, czyli swobodnym, nieskrępowanym tradycyjną moralnością życiem seksualnym, i „rozszerzali” świadomość, zażywając haszysz i LSD (później – kokainę i heroinę). No¬sili długie włosy i kolorowe stroje, słuchali nowej wówczas muzyki beatowej i rocko¬wej, mieszkali we wspólnotach zwanych komunami.

Lata 60. przyniosły w Europie Zachodniej i USA młodzieżowe bunty, intensywnie szerzyła się więc towarzysząca im ideologia Nowej Lewicy. Obok postulatów pacyfistycznych formułowano hasła antyrasistowskie czy feministyczne. Splatały się one z ideami ściśle politycznymi – anarchistycznymi, maoistowskimi i trockistowskimi. Anarchiści głosili konieczność obalenia instytucji państwowych, co miało pozwolić na osiągnięcie nie¬skrępowanej wolności każdej jednostki. Maoiści i trockiści z kolei dążyli do rewolucji, która trwałaby nieustannie oraz zwalczała wszelkie formy biurokracji i uprzywilejowania grup i jednostek. Cała Nowa Lewica zgodnie występowała przeciwko mieszczańskiemu społeczeństwu i jego wartościom, takim jak rodzina, tradycyjna religijność, zapobiegliwość, obowiązkowość i wstrzemięźliwość. Ogłoszono, że państwo i społeczeństwo kapitalistyczne są opresyjne i obłudne, niszczą twórczą swobodę, ograniczają wolność w imię władzy i pieniędzy.

Za nieautentyczne i wpisane w złowrogi sys¬tem uznano ponadto tradycyjne religie, zwłaszcza chrześcijańskie. Odrodzenie duchowe miało przyjść z Dalekiego Wschodu. Popularność zyskała religia Hare Kryszna, oparta na kulcie Kryszny, jednego z hinduistycznych bogów (nieznana w takiej postaci w Indiach, utworzona specjalnie na użytek Amerykanów i Europejczyków). Ukształtowały się także ruchy łączące elementy kilku religii, również chrześcijańskiej. Nazwano je ogólnie New Age, czyli Nową Erą. Zwolennicy New Age twierdzili, że Ziemia wkrótce znajdzie się w astrologicznej erze Wodnika. Okres ten, w odróżnieniu od odchodzącej, chrześcijańskiej ery Ryb, miał się charakteryzować pogodzeniem sprzeczności, zanikiem religii i wojen oraz nastaniem powszechnego altruizmu. Człowiek jest częścią kosmicznej całości – głoszono – i aby to sobie uświadomić, należy uprawiać medytację i jogę. Umożliwią one też dotarcie do prawdziwego Ja, tożsamego z kosmiczną energią, oraz wyzwolenie z uprzedzeń i cierpień życia doczesnego.

W ideologii szeroko pojętej Nowej Lewicy połączyły się koncepcje co najmniej trzech myślicieli XIX w. i początku XX stulecia: Karola Marksa, Fryderyka Nietzschego i Zygmunta Freuda. Wszyscy oni uważali, że relacje międzyludzkie (także moralność) są jedynie powierzchownym przejawem czegoś, co głęboko tkwi w ludzkiej jaźni i jest tłumione przez wewnętrzną lub zewnętrzną cenzurę. Marks sądził, iż kapitalizm narzuca różnym klasom społecznym różną moralność. Moralność kapitalisty – człowieka posiadającego środki produkcji i gromadzącego pieniądze – jest inna niż moralność wyzyskiwanego przezeń robotnika. Człowiek syty i skupiony na ciągłym bogaceniu się patrzy na świat zupełnie inaczej niż ktoś, kto pozostaje biedny mimo ciężkiej, wielogodzinnej pracy. Dopiero rewolucja, która odbierze kapitalistom ich prywatną własność i stworzy własność wspólną, wyzwoli w każdym człowieku autentyczną moralność – moralność socjalistyczną. Nietzsche rozumował podobnie i również pisał o dwóch rodzajach moralności: moralności panów i moralności niewolników. Panowie są arystokratami nie tylko z urodzenia, lecz także z wychowania. Rządzą, ponieważ potrafią zapanować nad innymi i nad własnymi namiętnościami. Nikt poza nimi samymi nie może osądzić ich czynów. Moralność gnębionych niewolników stanowi odpowiedź na działania panów. Przemoc – uznawaną przez panów za zdrowy objaw ich siły – niewolnicy oceniają jako skrajnie złą. Z kolei słabość i litość, na które panowie spoglądają z pogardą, są dla niewolników niemal istotą moralności. Według trzeciego ze wspomnianych myślicieli, czyli Freuda, moralność wynika ze stłumienia instynktów seksualnych. Część ludzkiego Ja znajduje się poza zasięgiem świadomości – jest to podświadomość, do której człowiek spycha najskrytsze pragnienia, zdaniem Freuda mające charakter głównie seksualny. Tłumienie pragnień prowadzi do nerwic, ale to, co podświadome, może się ujawniać w snach i podlegać interpretacji psychoterapeuty.

Poglądy Marksa, Nietzschego i Freuda znano oczywiście już dużo wcześniej. Jednak dopiero w późnych latach 50. pisma Nietzschego i Freuda zaczęły być na nowo odczytywane przez myślicieli związanych z lewicą, głównie Francuzów. Dominującym motywem owych interpretacji był relatywizm prawdy, czyli wielość równoważnych i sprzecznych ze sobą prawd (a w konsekwencji – moralności). Twierdzono, że prawdy już nie ma, są tylko subiektywne interpretacje. Poglądy te zostały określone mianem postmodernistycznych. Postmodernizm to epoka następująca po modernizmie, czyli nowoczesności (łacińskie słowo post znaczy „po”). Nowoczesność – tłumaczyli postmoderniści – to twór oświecenia, w którym czczono rozum i naukę. Ufano, że rozum nie tylko dokładnie wytłumaczy zagadki przyrody, lecz także objaśni, kim jest człowiek i czym jest ludzka jaźń. Ujawni więc jedną, wspólną dla wszystkich istot rozumnych, obiektywną i absolutną prawdę o świecie. Ale już od połowy XIX w. przekonanie o wszechwładzy rozumu było systematycznie podważane. Obie wojny światowe na dobre stłumiły oświeceniowy optymizm, lecz pogląd o nieracjonalności świata i niepoznawalności ludzkiego Ja ciągle był konceptem elit intelektualnych i artystycznych. Zwykli ludzie nadal żyli według dawnych zasad, wierzyli w racjonalny porządek świata, uniwersalną sprawiedliwość, dobro i zło.
Lata 60. zaczęły powoli zmieniać sytuację. Niektórzy filozofowie ogłosili koniec racjonalnej nowoczesności i początek ponowoczesności – postmodernizmu. Mówili, że żyjąc w społeczeństwie, podlegamy naciskowi kultury, która tłumi nasze prawdziwe pragnienia i niszczy wyjątkową osobowość przez podporządkowanie jej powszechnie przyjętemu schematowi. Michel Foucault uznał, iż nawet w najbardziej demokratycznym społeczeństwie władza dostosowuje społeczeństwo do własnych norm, co po¬zwala jej na łatwe rządzenie. Jesteśmy tylko produktem przemocy władzy, a prawdą jest dla nas to, co uważają za prawdę rządzący (włącznie z prawdami naukowymi). Możemy się jednak wyzwolić, bo zdaniem filozofa Jeana-François Lyotarda w epoce ponowoczesnej nie ma miejsca na jedną, dominującą prawdę, czyli – jak to określał – wielką narrację (opowieść). Wielkimi narracjami wspólnymi dla Europy i znacznej części świata były dotąd przekonanie o postępie w historii i wiara w naukę. W postmodernizmie te uniwersalne opowieści zastąpione zostają mnóstwem narracji lokalnych. Niczym w wieży Babel zaczynamy mówić wieloma językami naraz, nie dając pierwszeństwa żadnemu z nich. Jak to ujmuje inny postmodernista – Jacques Derrida, do głosu zaczynają dochodzić peryferie, marginesy, brakuje natomiast jednego punktu odniesienia, czyli centrum. Wszystko jest tak samo ważne i nieważne zarazem. Brak również jednej, uprzywilejowanej interpretacji danego tekstu czy twierdzenia lub wręcz całej kultury. Gilles Deleuze i Félix Guattari, dwaj inni francuscy filozofowie, uzasadniają to „kłączowaniem” (rozrastaniem się i mnożeniem) znaczeń. Rzeczywistość tworzą pogmatwane, niedające się rozplątać sensy, więc ludzkie po¬znanie świata jest chaotyczne, pełne podświadomych odkryć.

Studencki sprzeciw wobec mieszczańskiej obyczajowości i moralności stał się z czasem elementem popkultury i częścią świadomości społeczno-politycznej. Muzyka rockowa i jej wykonawcy okazali się cennym towarem. Nie dziwi już ani nie gorszy bezpruderyjne mówienie o sprawach seksu, niemal obowiązkiem jest rozprawianie o byciu sobą i poszukiwaniu własnej tożsamości (której zresztą nie sposób odnaleźć – rządzi nami przecież podświadomość). Tatuaż, dziwny strój, występ w telewizyjnym show czy filmik w internecie mają dowodzić autentyczności, pokazywać osobowość, a także świadczyć o byciu prawdziwie wolnym i twórczym człowiekiem. A co z postmodernistyczną niechęcią do centrum, uznaniem dla peryferii i poglądem o represyjności władzy? Wszystko to znajduje współcześnie odzwierciedlenie w krytyce wszelkich autorytetów i obnażaniu – w duchu Freuda i Nietzschego – prawdziwych intencji dobrych czynów (nawet wielcy są tacy sami jak my lub gorsi). Niechęć do centrum przybiera również formę odcinania się od korzeni własnej kultury i dowartościowywania innych kultur. Zainteresowanie peryferiami, marginesami to walka o wyzwolenie uciskanych mniejszości: kobiet, przedstawicieli rasy czarnej, Żydów, homoseksualistów. Zalicza się tu i dzieci – one przecież też nie mogą podlegać jakiejkolwiek szkodliwej władzy (zwłaszcza rodzicielskiej). Wolność absolutną i tolerancję wobec inności, tak cenione przez buntowników 1968 r., uczyniono postawami obowiązującymi. Nic dziwnego, że przybierają one dzisiaj postać pseudoliberalnego terroru politycznej poprawności, wprowadzanego przez – potępianą niegdyś przez hipisów i Nową Lewicę – „burżuazyjną”, kapitalistyczną władzę.

Literatura:
A. Bloom, Umysł zamknięty, Poznań 1997.
L. Ferry, A. Renaut, French Philosophy of the Sixties, Amherst 1990.
A. Heywood, Ideologie polityczne, Warszawa 2007.
J. Życiński, Bóg postmodernistów, Lublin 2001.